Na jałowej ziemi przypominającej planetę po apokaliptycznej zagładzie pozostały tylko ślady dawnej cywilizacji. Roland Deschain, ostatni z dumnego klanu rewolwerowców, przemierza ten złowrogi, zamieszkany przez mutanty, demony i wampiry świat, ścigając człowieka w czerni. Wierzy, że ten posiadł tajemnicę Mrocznej Wieży – centrum wszystkich światów, miejsca, w którym być może uda się rozwiązać zagadkę czasu i przestrzeni i odkryć tajemnicę istnienia.
Podczas wędrówki musi stawić czoła opętanej kapłance, spotyka szalonych osadników, gadającego kruka – i zaprzyjaźnia się z pewnym chłopcem z Nowego Jorku o imieniu Jake. A to dopiero początek…
Stephen King od wielu dekad tworzy kolejne książki, z których niewątpliwie część będzie pamiętana i czytana jeszcze lata po jego śmierci. Sam wskazuje, że w oczach wielu czytelników jego twórczość mogłaby się skończyć na
„Bastionie”, a i tak jego sława trwałaby do dzisiaj. Amerykanin jednak zdaje się traktować zdecydowanie bardziej osobiście inne wykreowane przez siebie historie, tworzące cykl
„Mrocznej Wieży”. Stosunkowo łatwo to zrozumieć zważywszy na fakt, że jej pierwszą część –
„Rolanda” – stworzył będąc jeszcze nastolatkiem. Jak po latach prezentuje się owa pierwocina
magnum opus nowoangielskiego króla grozy?
Autor nigdy specjalnie nie krył swej młodzieńczej nawet nie inspiracji, co fascynacji twórczością
Sergio Leone, klimatem spaghetti westernów włoskiego reżysera. Tytułowym bohaterem omawianej powieści jest więc rewolwerowiec, i to z tych, co to zawsze trafiają do celu, a strzały oddają szybciej niż przeciwnicy zdążą pomyśleć o kichnięciu. Niespecjalnie to oryginalny koncept, młodzieńczy.
Świat przemierzany przez głównego bohatera jest jednak już miejscem zdecydowanie bardziej niestandardowym. Wydawca określa go mianem postapokaliptycznego – i nietrudno zrozumieć tego rodzaju klasyfikację – mi jednak bardziej nasuwał na myśl… Nangijalę z
„Braci Lwie Serce” pióra
Astrid Lindgren, krainę życia po życiu, która bynajmniej nie jest rajem, choć być może etapem dłuższej podróży.
Czego tutaj nie ma? Są demony, są wiedźmy, są czary i są… kontrowersje, a już z pewnością z perspektywy amerykańskiego purytanina, przyzwyczajonego do respektowania pewnych tabu. Łatwo jednak zadać sobie pytanie, czy aby tego wszystkiego nie jest zbyt dużo i bez dostatecznego sensu. Hasłowo pojawia się również Mroczna Wieża, lecz bardziej w kategoriach zaklęcia niźli tematu zdolnego autentycznie zaintrygować czytelnika.
„Roland” to pozycja dość specyficzna i tak naprawdę nietrudno zrozumieć, dlaczego wielu miłośników prozy
Kinga wymieniając na bezdechu ulubione książki Amerykanina przywoła co najmniej kilka tytułów, lecz nie ten. Pozostawia ona odbiorcę w stanie niepokoju i konfuzji, a także pewnego zdziwienia. Nie zadziwienia.
|
Autor: Klemens
|
|
|