ZjawiajÄ… siÄ™ w nocy.
W ciągu dwóch minut eliminują wszystkie przeszkody.
I uprowadzajÄ… obiekt.
InteresujÄ… ich dzieci.
WyjÄ…tkowe dzieci…
Luke Ellis budzi siÄ™ w pokoju do zÅ‚udzenia przypominajÄ…cym jego wÅ‚asny, tyle że bez okien. Wkrótce orientuje siÄ™, że trafiÅ‚ do tajemniczego Instytutu i nie jest jedynym dzieciakiem, którego tu uwiÄ™ziono. To miejsce odosobnienia dla nastolatków obdarzonych zdolnoÅ›ciami telepatii lub telekinezy. W Instytucie zostanÄ… poddani testom, które wzmocniÄ… ich naturalnÄ…, choć nadprzyrodzonÄ… moc. Opiekunowie nie majÄ… skrupułów – grzeczne dzieci sÄ… nagradzane, nieposÅ‚uszne – sÄ… surowo karane. Wszyscy jednak, prÄ™dzej czy później, trafiÄ… do drugiej części Instytutu, a stamtÄ…d nikt już nie wraca.
Gdy kolejne dzieci znikają w Tylnej Połowie Luke jest coraz bardziej zdesperowany. Musi uciec i wezwać pomoc. Bo jeśli komuś miałoby się udać, to właśnie jemu.
Gdyby się pokusić o analizę konstrukcji fabuł powieści pióra
Stephena Kinga, to można wśród nich wyróżnić co najmniej dwa wzorce: wedle jednego z nich źródłem tajemnicy (i zagrożenia) jest jakiś nadnaturalny byt, o ewidentnie nieziemskim, a przynajmniej nieczłowieczym pochodzeniu, w przypadku drugiej grupy zaś potencjalne zło jak i dobro tak naprawdę tkwi w samym człowieku, choć niemal nigdy nie jest to klasyczny everyman, lecz jednostka w pewnym stopniu przez Los wyróżniona. I właśnie w ten drugi model wpisuje się
„Instytut”, czyli potencjalna powieść
Kinga adresowana do nastolatków.
Opowiadana historia zaczyna się dość niewinnie, wręcz sennie, prezentując czytelnikowi tak uwielbianą przez poczytnego amerykańskiego literata amerykańską prowincję, czy to północną, czy to południową. Nagle w iście hitchcockowskim stylu następuje wstrząs, który osobiście skłonny byłbym uznać za słabość danej pozycji, gdyż zdradza on w istocie zbyt wiele, pozwala od razu zająć czytelnikowi jednoznaczną orientację, późniejsze wysiłki autora ukierunkowane na chęć wzbudzenia jakichkolwiek wątpliwości (zresztą niezbyt pełne zaangażowania) są o wiele spóźnione.
Jakkolwiek przez wiele stron akcja nie posuwa się wartko do przodu, trudno którykolwiek fragment historii uznać za odstręczający czy wzbudzający znużenie. Gdy jednak w końcu rozwój wydarzeń ulega zdynamizowaniu, czytelnikowi trudno wzbudzić u siebie prawdziwe zaangażowanie i zafrapowanie, a przynajmniej odbiorcy już dojrzałemu.
„Instytut” to powieść na wskroÅ› amerykaÅ„ska, peÅ‚na odniesieÅ„ do realiów amerykaÅ„skich, które dla polskiego czytelnika czasami mogÄ… siÄ™ zdawać niejasne bÄ…dź przyciężkawe (jak chociażby dość naciÄ…gana parabola do ostatniej kampanii prezydenckiej). OsobiÅ›cie doskwieraÅ‚ mi również zabieg translatorski polegajÄ…cy na zastosowaniu europejskich jednostek miar w miejsce niewÄ…tpliwie pierwotnych imperialnych – może nieco uÅ‚atwia to orientacjÄ™ w wykreowanym Å›wiecie, z drugiej strony jednak po chwili refleksji odbiera mu nieco realizmu.
Najnowsza książka amerykaÅ„skiego króla grozy z pewnoÅ›ciÄ… nie bÄ™dzie zaliczana do jego najwybitniejszych dzieÅ‚, na których tle czasami irytuje wrÄ™cz pewnÄ… miaÅ‚koÅ›ciÄ…. Być może jednak po prostu nie wpisujÄ™ siÄ™ w grupÄ™ docelowÄ… – w oczach autora – rzeczonej powieÅ›ci i mÅ‚odszy czytelnik skÅ‚onny byÅ‚by pod jej adresem sformuÅ‚ować bardziej ciepÅ‚Ä… opiniÄ™.
|
Autor: Klemens
|
|
|