Nigdy w swojej skromnej twórczości redakcyjnej nie ukrywam, że jednym z moich ulubionych gatunków w szeroko pojętej sztuce jest horror. Czy to gra, czy film, czy książka nie przejdę nigdy obojętnie obok nowej pozycji, nie rzuciwszy jej wyzwania. Lubię kiedy dane dzieło zaliczyć mogę do kategorii tych „klimatycznych”. Nie oczekuję od pozycji nawet o tyle wywołania bardzo głębokich emocji, co wprowadzeniem mnie w świat nietuzinkowy. Zdecydowanie zadanie to spełnia zbiór opowiadań Stefana Grabińskiego zatytułowane „Demon ruchu”.
Zbiór nasz składa się z 25 opowiadań o różnej długości. Nie stanowią one spójnej całości, lecz raczej swoistą kompilację wybranych elementów z kilku różnych tomików. Nie jestem pewien jakie było kryterium podziału, gdybym miał zgadywać uznałbym, że było nim po prostu ludzkie, subiektywne zdanie osoby odpowiedzialnej za dobór opowiadań. Mamy tutaj zarówno utwory z początku twórczości pisarza, jak i dzieła dojrzałe. Nie mam zamiaru w tekście tym rozwodzić się nad fabułą poszczególnych historii. Wydaje mi się, że dla Was, jako czytelników istotniejszy będzie opis stylu, i strachu u
Grabińskiego.
Aby opisać to, czym straszyć nas będzie autor, konieczna będzie wzmianka o tym, iż pisarz urodził się w roku 1887 i zmarł w 1936. Ogromny przełom technologiczny pomiędzy wiekiem XIX a XX powodował u ówczesnych odczucia, które można określić mianem „obawy przed nieznanym”. Tu dochodzimy do sedna opowiadań
Grabińskiego. Wiele z nich oscyluje wokół kolei i innych przejawów rozwoju techniki. Było to podejście do grozy bardzo nowatorskie. Bardzo ciekawy jest motyw intuicji, która w dużej liczbie historii jest swoistym motorem napędowym akcji, to ona niczym koło zamachowe prowadzi bohatera lub bohaterów ku ich przeznaczeniu. Opowiadania są zróżnicowane – możemy poznać m.in. historię dróżnika, który z własnej woli pilnuje przeznaczonego do rozbiórki fragmentu toru, historię pracownika kolei badającego zależność pomiędzy fałszywymi alarmami a katastrofami na różnych odcinkach, czy zwiedzimy bardzo tajemniczą zagrodę. Poznany także tajemniczego Tempusa. Każde opowiadanie przenosi nas do innego miejsca, dzięki czemu nikt nie powinien narzekać na nudę.
Poszczególne opowieści czyta się bardzo dobrze. Osobiście bardzo dobrze obcowało mi się z nieco archaicznym językiem z początku wieku, jakim operował autor. Opisy, jakie przed nami roztaczał – to coś dziś już niespotykanego. Miałem przyjemność obcować z historią literatury polskiej. Nie oznacza to jednak, że każdemu przypadnie taki styl do gustu.
Często zachwycamy się zagranicznymi dziełami mniej czy bardziej znanych autorów. Swojego czasu (kilka dobrych lat temu) miałem przyjemność recenzować zbiór wszelakich opowiadań natury tajemniczej zatytułowany
„Księga strachu”. Była to mieszanka tekstów różnych znanych i mniej znanych autorów „młodego pokolenia” polskiego fandomu. Można więc bez większego problemu odnaleźć naszych rodaków zajmujących się tą dziedziną literatury. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że polska literatura grozy posiadała swojego klasyka, swoistego pioniera współczesnego horroru. Z twórczością pana
Grabińskiego pierwszy raz spotkałem się po seansie filmu pt.
„Ślepy tor”. Produkcja ta dołączona była w okolicach 2003 roku do specjalnego wydania magazynu
Sfera. Po seansie sprawdziłem kto był autorem scenariusza. Okazało się, że powstał on na podstawie opowiadania pewnego polskiego pisarza, który na kartach historii był to cyklicznie zapominany i odkrywany. Dziś za sprawą wydawnictwa
Zysk możemy odkryć go na nowo, i dać się porwać prekursorowi polskiej fantastyki. Polecam każdemu miłośnikowi horroru, fantastyki, czy po prostu dobrej literatury!