Jevick, syn handlarza pieprzu, wychowywał się na opowieściach o Olondrii, odległej krainie, gdzie książki - niezwykle rzadkie w jego ojczyźnie - są czymś często spotykanym. Po śmierci ojca Jevick wyrusza zamiast niego na coroczną wyprawę handlową do Olondrii. Jego życie wydaje się bliskie doskonałości, ale gdy raduje się Świętem Ptaków, zaczyna go prześladować duch niepiśmiennej dziewczyny z jego ojczyzny.
Zdesperowany Jevick szuka pomocy u olondryjskich kapłanów i staje się pionkiem w rozgrywce między dwiema najpotężniejszymi frakcjami w imperium. Pojawia się groźba wojny domowej. Jevick musi stawić czoło duchowi i poznać jego historię. Ta próba stanowi wyzwanie dla jego wyobrażeń o sztuce i życiu, o domu i wygnaniu...
We współczesnej fantastyce często irytuje mnie jej daleko posunięta odtwórczość, uparte zakorzenienie w mitach o tolkienowskiej, herbertowskiej czy startrekowo-starwarsowej proweniencji. Nieraz sugerowałem, że źródłem sukcesu chociażby takiego
Brandona Sandersona jest jego daleko posunięta oryginalność w kreacji światów, rządzących się prawami innymi niż wszystkie pozostałe. Z autentycznym zaciekawieniem rozpocząłem więc lekturę książki
Sofii Samatar.
Trafiamy bowiem do świata niby podobnego (na pewnym etapie historii) do tego, który sami znamy, jego zasady nie wydają się zupełnie absurdalne, przywodząc raczej na myśl Orient właściwy dla Subkontynentu Indyjskiego czy Indii Wschodnich, a zarazem jednak diametralnie odmienny od tego, co wypatrzymy w podręcznikach historii czy antropologii. Zaintrygowanie niewątpliwie towarzyszy lekturze pierwszych stron.
Następnie wraz z głównym bohaterem zostajemy rzuceni w świat Wielkiej Intrygi, pełen spisków skrywających się pod spiskami, lecz również i magii właściwej dla opowieści snutych przez Szeherezadę podczas nocy spędzanych z Szachrijarem. Niby jawi się to jako pomysł na sukces, lecz… czytelnik w pewnym momencie łatwo może ulec dekoncentracji i „zwykłemu” popadnięciu w nudę.
Podczas lektury nieraz zastanawiałem się nad Morałem danej opowieści, świadom faktu, że przecież nie każda dobra historia musi takowy posiadać. Oczekiwałem jednak chociażby przekazania mi przez autorkę pewnych emocji, pewnego poruszenia, tymczasem w pewnym momencie – bynajmniej nie bardzo zaawansowanym – zacząłem tęsknie popatrywać w kierunku tylnej okładki…
„Cudzoziemiec w Olondrii” to książka zachwycająca wizją, krajobrazami rozpościerającymi się przed oczami czytelnika, trochę w stylu prozy
Ursuli K. Le Guin. Zarazem jednak potrafi ona go nieco przytłoczyć, a to wskutek niedorównującej otoczce intrydze, tak pod względem jej złożoności, jak i tempem jej snucia.
|
Autor: Klemens
|
|
|